Wyobraźcie sobie miejsce, w którym nontoperek powietrze pachnie solą, wiatr nieustannie smaga Cię po twarzy a fale są jak prąd morski – bo zdradliwie wdzierają się na brzeg w pogoni za Twoim kocyczkiem czy sprzętem elektronicznym (co mi się oczywiście zdarzyło).
Tu piasek składa się głównie z mikrokamyczków i muszli, a plażowy pejzaż tworzą horrendalne ilości wody i wybijające się nad nimi klify. Kuchnia iberyjska, kolorowe kafelki zdobiące elewację praktycznie każdego budynku, ogrom artystycznej wolności, wąskie uliczki (w większości pod górkę), szerokie uśmiechy starszych panów i równie szerokie, tradycyjne spódnice pań. Macie to? No to trochę jesteście w Portugalii.
Jadąc tam nie spodziewałam się nawet, że łatwo będzie mi znaleźć w knajpach coś innego niż ryby, owoce morza, kasztany i słodycze. I mimo, że się mocno nie pomyliłam, znalazłam garść wegetariańskich ciekawostek i knajp że „o klękajcie narody”!
Przed Wami mały słowniczek kulinarnych must havków, knajpy, które mogą Was zaciekawić ale i to, co może odrzucić. Enjoy!
– „Pastéis de nata” – popularne w Portugalii babeczki budyniowe zapiekane w perfekcyjnie chrupkim cieście francuskim. To właśnie tym zastąpiłam krew w żyłach podczas podróży wybrzeżem Portugalii. Niby przepis ten sam, a wykonanie co rusz inne. Must have 11/10!
Miejsca…
– „Pasteis de Belem” – to NAJPOPULARNIEJSZA CUKIERNIA gdzie można znaleźć wyżej wymienione co nie oznacza, że warta zachodu. Jeśli rzeczywiście zależy Wam na najlepszych przysmakach portugalskich ever, zajdźcie do Pastelarii Santo Antonio w Porto, odznaczonej za najlepsze Pastéis de nata w 2019! p.s. 1 EURO za sztukę!
– „Celeiro” – to najlepiej zaopatrzony sklep w wege produkty w LIZBONIE.
– „Padaria Portuguesa”, LIZBONA – kawka i ciastko w ramach przerwy za śmiesznie niską cenę – 2 euro za zestaw. Plus za portugalski chlebek, przypominający drożdżówki z kokosem na słodko.
– „Lisbon vegan” – jezu, co za klasa. Bufet (bo bufety tu kochają) ale z NAJLEPSZĄ LAZANIĄ WEGAŃSKĄ JAKĄ JADŁAM. Niezbyt ładny, ale nie dajcie się zwieść i poproście też o tłoczony sok z jabłka i imbiru. Umrzecie z rozkoszy. Koszt? Z piwem 6 EURO…
– „Ao 26” – Vegan Food Project – powiem tak – jeśli chcecie zasmakować dobrze Wam znanej seleryby udającej szprotki, ziemniaków w formie kulek imitujących dorsza oraz dania Francesinha z tym, że w formie wegańskiej to jest jak najbardziej miejsce dla Was. Czy mnie porwało? Niekoniecznie. Ceny ok. 12 EURO za główne danie.
– „Casa da Horta”, PORTO – co to jest za miejsce! Galeria? Showroom? Knajpa? Nie wiem. Menu ciągle inne, krótkie, zwięzłe, treściwe i tanie. W nim np. tarta z kasztanami, caldo verde (o czym później), najtańsze porto na kieliszki jakie piłam (i dają je w kryształach), gulasze warzywne, sojowe i zajebongo przyprawiona soczewica. Mniam.
– „Da Terra Baixa”- w centrum PORTO, kolejne pycha wegańskie jedzonko ale moi mili, w jaki sposób podane… Bufetem oczywiście, z podziałem na śniadanie, lunch i kolację, przerwami na zmianę menu, dodatkowo płatnymi napojami i słodyczami. Ale. Warto. To koncept do którego ustawiają się wegańskie kolejki. Restauracja, która naprawdę uraczy Was nietuzinkowymi smakami, a jej manago zaprowadzi od drzwi, do stolika. Przygotujcie sobie z 10 EURO na najdroższą część – kolację, a spłyniecie z rozkoszy na posadzki.
Kulinarny słowniczek smakosza:
– „Arroz de Tomate” – ryż z pomidorami, występujący w kilku odmianach: z groszkiem, cieciorką, a nawet kolendrą.
– „Broa, borona, Pao de Milho” – chleb kukurydziany, również w wersji słodkiej.
– „BOLA DE BERLIM” – kremowe pączusie i jezu, jakie dobre! Nadziewane czekoladą lub budyniem, mocno słodkie ale warte uwagi.
– „Caldo verde” – krem przyrządzany na liściach kapusty galegas. Warto pytać o to, czy do bulionu nie dodano mięsa.
– „Croquete lub pasteis” w tempurze – przygotowywane są z ryby ale warzyw oraz ryżu.
– „Doce de Tomate” – rodzaj dżemu z pomidorów doprawiany wanilią lub cynamonem. Podobny przygotowuje się z dyni (Doce de Abóbora).
– „Doces de Amendoa” – desery z migdałów uformowane we wzory.
– „Escabeche” – odmiana winegretu, często z ziołami – np. z dodatkiem pietruszki lub kolendry.
– „Esoarregado” – mus z liści rzepy lub szpinaku.
– „Gazpacho” – w Portugalii jest trochę inne, bo część warzyw jest pokrojona w kostkę, a nie zblendowana całkowicie. Zjecie tu dwie odmiany portugalskiego gazpacho: Algavre i Alentejano, różniące się… obecnością ogórka.
– „Kasztany” – Oj tak. Gotowane z solą i anyżem lub pieczone, 1,5 EURO za ok. 10 sztuk.
– „LIKIER WIŚNIOWY GINJA / GINJIHA” – rozkosz w wafelkowym lub czekoladowym kieliszku. EURO za jeden.
– „Morgado de Figo” – desery z suszonych fig, z migdałami oraz przyprawami.
– „PORTO” – obowiązkowo do picia hektolitrami, moim mniemaniu Ruby najsmaczniejsze.
– „Sopa de legumes” – po prostu, z warzyw.
– „Sopa de Castanhas Pilada” – zupa z kasztanów.
– „Sopa de Grao” – zupa z cieciorki i liści rzepy.
– „Sopa de Feijao Verde com Tomate” – roślinna zupa z zieloną fasolką szparagową, pomidorami, doprawiona oregano.
– „Tomatada (Molho de Tomate a Portugesa)” – sos pomidorowy.
– „Travesseiros de Sintra” – podłużne ciasteczka, zawijane i nadziewane jajecznym kremem, posypane drobnym cukrem.
– The Food Temple – wegańska, LIZBONA, drogo i warto rezerwować
– „VINHO VERDE” – portugalskie wino zielone, również w opcji bąbelkowej.