Kocham pasztetowe przysmaki miłością wielką. Najbardziej oczywiście te, które sama wytwarzam. Delikatnie słodkie z ciecierzycy, z sosem chrzanowym – idealne na niedzielny obiad. Albo właśnie takie jak dzisiaj – do smarowania na kanapkę.
Porzucając mięso wpadłam w pułapkę gotowych, sojowych wyrobów – w tym okropnych parówek, udawanych serów i właśnie pasztetów. Każda pasztetowa porażka nauczyła mnie jednej rzeczy – że firmy wytwarzające produkty zarówno mięsne i niemięsne nie potrafią zazwyczaj przygotowywać poprawnych receptur na te drugie. Czasami odnoszę wrażenie że naprawdę ci ludzie myślą, że żywimy się kamieniami i trawą.
A że ja smaków mdłych nie lubię, to dziś idziemy w temat grzybowy, który możecie dowolnie jeszcze podkręcać chilli i papryką wędzoną.
Składniki
460 g suchej soczewicy – czerwonej, jeśli nie zależy nam na czasie pieczenia a pasztet ma być kremowy, zielonej, gdy zależy nam na bardziej zwartej formie
4 łyżki płatków owsianych bezglutenowych np. tych
łyżeczka cząbru w proszku
szklanka nieugotowanej kaszy jaglanej (prawie 100 g)
45 g namoczonych, suszonych grzybów – u mnie sarniaki plus dodatkowych kilka sztuk pieczarek jeśli chcecie wprowadzić element zaskoczenia ;]
duża cebula
4 ząbki czosnku
50 ml wiśniówki
łyżeczka słodkiej papryki
łyżeczka nasion kolendry
1/2 łyżeczki cayenne
dowolna ilość wędzonej papryki
łyżeczka startej gałki muszkatołowej
6 jagód jałowca
2 łyżki sosu sojowego
sól
pieprz
doprawiony bulion warzywny – ok. 4 litrów
oraz oczywiście olej do smażenia – najlepiej rzepakowy
Przepis
Zalewamy kaszę jaglaną wrzącym bulionem, dodajemy cząber i jałowiec, zakrywamy garnek pokrywką i gotujemy. Soczewicę płuczemy, wrzucamy do garnka z gotującym się bulionem i gotujemy po czym dokładnie odcedzamy.
Cebulę i czosnek siekamy i smażymy oleju. Dorzucamy odcedzone i posiekane grzyby. „Zamykamy” je wysoką temperaturą. Wszystkie składniki wrzucamy do miski, dodajemy resztę półproduktów – prócz soli i pieprzu. Wyławiamy jałowiec i blendujemy. Pieczarki kroimy w plastry i smażymy na mocno rozgrzanym oleju, dodajemy do masy.
Masę pieprzymy i solimy. I teraz wielka UWAGA – spróbujcie surowej masy bo składniki powinny być mocno wyczuwalne, ale nie za słone. A łatwo jest tę potrawę przesolić. Tak jak w trakcie pieczenia niektóre aromaty się ulotnią, tak sól pozostanie. Bulion był doprawiony, możliwe że soli już wystarczy – oceńcie sami.
Pasztet przelewamy do keksówek wyłożonych papierem do pieczenia. Wstawiamy blaszki na środkową półkę do piekarnika rozgrzanego na 140°C.
Jeśli pasztet ma być mazisty użyjcie czerwonej soczewicy i pieczcie go ok. 3 godzin. Jeśli pasztet ma być zwarty – dwie godziny dłużej. Sztuka polega na… wcześniejszym poznaniu możliwości swego piekarnika i posiadania patyczka do sprawdzania masy.
I kolor – choć kocham pasztety jasne, wręcz pomarańczowe to ten – żebyście nie wiem jak sie starali – będzie ciemny z racji dodanych grzybów. Jeśli jednak wybierzecie suszone kurki – jaśniejszy.
Pasztet pięknie komponuje się np. w opcji z kluskami i sosem grzybowym, lub ziemniakami i sosem żurawinowym. Zresztą – sprawdźcie sami.
Podczas gotowania użyłam produktów sklepu ORGANICMANIA.PL – w tym bezglutenowych płatków owsianych z serii Foods by Ann. Uwielbiam eksperymenty, a że obecnie skupiam się na specjalistycznych dietach cateringowych to bezglut nie jest mi obcy.
Płatki (które nomen omen sprzedawane są w pięknym opakowaniu w stylu czarny mat) nie zawierają laktozy i są przyjazne weganom.
Wybierając płatki postawcie na owsiane, bo nie dość, że są najbogatsze w białko, to także posiadają najlepszy zestaw aminokwasów. Pokrywają zapotrzebowanie organizmu na składniki odżywcze, dostarczają błonnika, beta-glukanu, węglowodanu mającego m.in. właściwości prebiotyczne, a przede wszystkim – spowalniają przyswajanie cukrów zapobiegając otyłości. Takie płatki możecie także zapiec w chlebie, ciasteczkach, batonikach, podać z jogurtem albo z tym jogurtem nałożyć na twarz – by oczyścić i odświeżyć cerę!